Do wyprawy przygotowywaliśmy się jakieś 20 minut. Napompowaliśmy materac, wypożyczyliśmy profesjonalny sprzęt : Iwus miał maskę, rurkę i buty ( w których znalazł 2 karaluchy i utopił je przed wypłynięciem :P) a Myniula ze względu na to, ze podróżowała w luksusowych warunkach ( na materacu) -tylko buty.
Wiało prawie jak na filmie "Gniew oceanu", fale sięgały 5 metrów, ale Iwus niczego się nie boi i płynął dzielnie jak George Clooney ciągnąc za sobą Myniule. Mynia jest tez bardzo odważna - jakby ktoś miał wątpliwości :)
Po kilku godzinach i walce z rekinami dotarliśmy na miejsce.
Pożywiliśmy się skarbami, które znaleźliśmy w wodzie (zjedliśmy Nemo z cała rodzinka) i rozpoczęliśmy spacer po wysepce w poszukiwaniu ludożerców.
Udało nam się znaleźć tylko jednego...Miał wielkie zęby i dwie nogi i dwie ręce. Był straszny!!!!!
Uciekając minęliśmy pozostałości po innych śmiałkach, którzy zdecydowali się przybyć na ta tajemnicza wyspę... Słuch po nich zaginął.
Przerażeni zaczęliśmy się zastanawiać czy uda nam się kiedyś wrócić na lad i spotkać z rodzina i przyjaciółmi....Mynia płakała a Iwus obgryzł wszystkie paznokcie. Baliśmy się, ze są to nasze ostatnie chwile na tej planecie. Mynia stwierdziła: " to pewnie ten wielki, straszny kot, który ukazał się nam rano przyniósł nam pecha i na 100% zginiemy"!!!!
Iwulec pisał już nawet testament kijem na piasku. Chciał Tesciowej zapisać Smarta, ale przyszła wielka fala i wszystko zmyłaaaaaaa....
Iwus chcąc szybko i bezpiecznie przetransportować siebie i swoja ukochana Zone na druga stronę był tak szybki, ze wracając biegł po wodzie!
Jak dotarliśmy w bezpieczne miejsce stanął na jednej ręce, aby uczcić nasz bezpieczny powrót do domku.
I żyli długo i szczęśliwie!!!!
P.S. Podczas robienia tych zdjęć nie ucierpiały żadne zwierzęta :)